Matka Boska Ostrobramska

Matka Boska Ostrobramska

O monetach złotych i srebrnych i innych sprawach związanych


( Przypomnę, że materiał możemy powiększyć przez naciśnięcie klawisza "ctrl" i trzymanie go i klikanie w klawisz "+" )


Monety złote i srebrne

Ostatnio, to znaczy na dniach, wychodzi kwestia likwidacji gotówki w banknotach pod pretekstem walki z koronawirusem, co już pono zapowiedziano w Chinach. U nas PiS de facto już chce wprowadzić likwidację gotówki i to nawet bez koronawirusa.
W ogóle już na dzień dzisiejszy działania PiS są bardzie wrogie wobec Polski i Polaków niż PO. Nie chcę powiedzieć, że PO byłoby lepsze gdyby dzisiaj rządziło. Może byłoby gorsze ale u władzy jest PiS a nie PO.
To trochę tak tak jak mielibyśmy dwóch psychopatycznych morderców . Jeden kogoś zabił i poćwiartował a drugi wiadomo, że był akurat w tym czasie „nieczynny”. A my powiedzielibyśmy :” No, ale tamten drugi to gdyby zabił to by dokonał jeszcze gorszego bestialstwa. Jednak zabił ten, nie tamten.
  • Jak wiemy Pan Jezus w Orędziach przeze mnie i innych mówił by nie trzymać pieniędzy w bankach, ale w gotówce. I to można mówić o okresie kilku miesięcy zakładając, że ktoś może mieć tyle pieniędzy w gotówce, które może wyciągnąć a inaczej trzymałby w banku.

Pan Jezus nie mówił, przynajmniej poprzez mnie, o srebrze ni złocie, być może dlatego aby nie wzbudzać apetytu na złoto i chęci jego posiadania, przeglądania, pieszczenia, dotykania i chuchania na monety i cieszenia się nimi co może być wzmacniane teraz przez szatana, (zatem gdybyście takie monety kupowali, zwłaszcza złote - ze srebrem jest mniejszy problem - to uważajcie pod tym kątem) ale oczywiste jest dla nas, że na skutek krachu bankowego i gotówka w papierach może stać się mało wartościowa i bezwartościowa, nie mówiąc już o tym jakby została zlikwidowana, nawet jeszcze bez czipów i zostałby tylko obrót elektroniczny.

Doradzał mi ktoś kto jest ekonomistą z wykształcenia i także praktykiem złotą sztabeczkę na przykład najmniejszą chyba – 500 złotych, czy większą tysiąc.
Ostatecznie nie mam niczego takiego ani też, myślę nie potrzebuję, nie mam oszczędności, bo też Pan Jezus chce abym wszystko wydawał.
Ale gdybyście wy chcieli coś mieć w złocie czy srebrze to nie kupujcie sztabek, czy raczej sztabeczek ( bo na sztabkę to raczej mało kogo stać – kilo złota tak pi razy oko 200 tysięcy złotych) ni złotych ni srebrnych tylko tak zwane inwestycyjne monety bulionowe. Są to monety złote i srebrne.
Złote o wadzie jednej uncji, która w tym przypadku jest około 31 gramów, które kosztują około 7 tysięcy złotych sztuka, czyli jedna uncja nieco ponad trzy deko. Monety takie mamy także w rozmiarach mniejszych, półuncjowych, do jednej dziesiątej uncji. Taka najmniejsza złota moneta kosztuje około 700 zł. Przy monecie jedna dziesiąta uncji zapłacimy trochę więcej niż za jednouncjową, czyli inaczej mówiąc jeśli kupimy dziesięć monet jedna dziesiąta uncji to będzie nas to kosztować trochę drożej niż gdy kupimy jedną monetę jednouncjową, ale różnica nie jest duża i uważam, że warto zaopatrzyć się przede wszystkim w mniejsze monety zwłaszcza dla kogoś dla kogo jedna złota moneta jednouncjowa to byłoby maksimum co mógłby odłożyć, także ze względów bezpieczeństwa, a może też być ktoś kto będzie mógł sobie kupić i odłożyć tylko jedną monetę 1/10 uncji na czarną godzinę.
Mamy jeszcze monety srebrne również jednuncjowe. Tu sprawa jest zupełnie inna cenowo, rzecz jasna. Taka jednouncjowa moneta srebrna to koszt około 100 złotych.
Najlepiej skupić się tylko na trzech najbardziej rozpoznawalnych i uznanych monetach i nie szukać innych: Krugerrandy z RPA, australijski kangur, i kanadyjski klonowy liść. W tych monetach próba złota jest 999 (fajna liczba, co? (:) - w kanadyjskich i australijskich, trochę mniejsza jest w krugerandach, ale jest to znikome i wartość mają taką samą, jest tam dodawana miedź przez co mają inny, charakterystyczny kolor i bardziej odporne na zużycie.

Co do złotej czy srebrnej biżuterii, którą można by się poratować. Tutaj dokładnie nie wiem, ale jest to zwykle połowa wartości samego złota czyli tak zwanego złotego złomu jak to nazywają. Próba jest też znacznie niższa ze względu na to pono, że czyste złoto mało się nadaje na biżuterię, jest zbyt miękkie.

Jeszcze gorzej to wygląda w przypadku srebra. Srebrny prosty, łańcuszek czy raczej już łańcuch, który będzie kosztował około 200 zł ważący około 20 gramów w sklepie jubilerskim ma wartość srebra może za 70 złotych, czyli jedna trzecia wartości „ srebrnego złomu” w stosunku do jednouncjowej monety srebrnej za 100 złotych.
Nie należy też się pocieszać na przykład srebrną bransoletką, która kosztowała 400 zł i jest ze srebrnych blach plus kamienie półszlachetne, wygląda ładnie i okazale bo tutaj srebra może być jeszcze mniej niż w tym łańcuszku a półszlachetne kamyczki są za 2.3 złote sztuka na stoisku. Zatem nią się nie poratujemy a jeśli już to bardzo słabo, w stosunku do ceny, którą za nią zapłaciliśmy. Biblia też mówi o drożyźnie o cenie chleba za niemało złota. To nie dotyczy dzieci wybranych, zachowanej reszty, ale tak musi być, więc tym bardziej nie trzeba liczyć na wartość przykładowej srebrnej bransoletki kobiecej, która kosztowała 400 zł ( opieram się na konkretnym przykładzie) a koszt srebrnego złomu będzie może mniejszy od tego łańcuszka.

Dlaczego monety a nie sztabki? Sztabki łatwiej podrobić. Im złota moneta mniejsza i cieńsza tym trudniejsze jest jej podrobienie. ( Srebrne już bardzo nie opłaca się podrabiać, nawet jednouncjowe). Monety o których wspominam nie mają zwyczajowo wybijanej próby jak sztabki, próbą, potwierdzeniem jest sama moneta.

Zatem nie sztabki, sztabeczki w przypadku przeciętnego Polaka, i nie sztabki gdy idzie o srebro. Srebro mniej opłaca się podrabiać ale jednak monety są lepsze. Najlepiej te trzy o których powiedziałem.

Sklepy z takimi monetami znajdziecie w każdym większym mieście.

Więcej informacji gdyby ktoś potrzebował znajdzie w internecie i może się temu przyjrzeć jak i samym monetom, wagom ich itd. w internecie.
( dwa linki na końcu materiału).


………………………………………..
Tutaj nie można nie wspomnieć w ogóle o sprawie parytetu złota która od drugiej wojny zwłaszcza, zanikła. W Polsce choćby przed wojną w obiegu była część monet srebrnych, zapewne i złote nie znam tej sprawy dokładnie.
Ale cóż, trzeba to powiedzieć, że jest to wina samych ludzi, samych zwykłych ludzi i ich przedstawicieli, reprezentantów w postaci inteligencji, że tak jest i wygląda to coraz gorzej. Wina także w postaci narastającej grzeszności społeczeństwa. Bo przecież nie jest tak i nie było od I wojny, że Boga nie szanują i coraz nim mniej żyją elity, czy bogaci ( nie mówiąc o walce z nim) tylko także przeciętny człowiek.

Niejeden z was być może spotkał się z gadaniem iż banknoty kiedy zaczęto je stosować w Europie (stosować, bo pono 6 wieków wcześniej wymyślili je Chińczycy), najpierw we Włoszech u samego końca średniowiecza a potem reszcie Europy wprowadzono, bo były wygodne i nie były ciężkie.

Nie wiem czy zwróciliście uwagę, że złote monety, które znamy z ziemi polskich czy inne były przeważnie małe, na przykład jak nasze dzisiejsze dwugroszówki albo jak miały większą średnicę to był bardzo cienkie. Według wyobrażeń jakie można mieć z dzieciństwa gdy czytało się w bajkach o złotych dukatach, albo jakieś monety były pokazywane na filmach gdzie na przykład zrabowali je zbójcy czy piraci, to były to duże i grube monety. Jeśli takie to wiele ich mogło być ciężkich. Ale pytanie jest tu o wartość.
Dlatego były szerokie niektóre, ale rodzaj cienkiej złotej blaszki aby trudno było je sfałszować i łatwo można było rozpoznać czy to jest prawdziwe złoto czy podrabiane i aby mógł to sprawdzić łatwo przeciętny ich użytkownik. Im cieńsze tym trudniej podrobić i łatwiej sprawdzić.

Zwróćmy więc uwagę jaka to bzdura i przewrotne kłamstwo. Gdybyśmy mieli w kieszeni jedną tylko monetę o której wyżej, jednouncjową czyli 31,1 grama to jest to jest to na przykład 6,925 zł ( australijski kangur) więc dwie polskie pensje na rękę. Moneta 5 złotych waży 6,5 gr, więc około 6 razy mniej ale jej wartość nabywcza jest jest nie sześć razy niższa tylko ponad tysiąc. To jednak wartość nominalna a realna chyba żadna. Może się mylę, ale gdyby monety te straciły jakąkolwiek wartość i gdybyśmy pięciozłotowe monety przetopili i sprzedali komuś kto skupuje kolorowe metale to raczej dostalibyśmy mniej za kilogram niż za kilo czystej miedzi.

No dobrze, ale to moneta cięższa niż nasze 5 złotych. Jednak jedna dziesiąta uncji czyli taka moneta, przykładowy australijski kangur to będzie już około 3 gramy czyli połowa tej wagi co pięciozłotówka a wartość będzie około blisko 700 zł faktyczna a zapłacimy za nią trochę więcej ( spadająca opłacalność w przeliczeniu na złoto w stosunku do monety jednuncjowej i kolejnych mniejszych, ½, ¼, ale jak pisałem nie jest to dużo i warto mieć mniejsze także w wypadku gdybyśmy potrzebowali mniej jej się pozbyć niż dwie dzisiejsze pensje naraz na przykład).

Czyli wielki problem z noszeniem ciężkich monet! Moneta o połowę lżejsza od naszej pięciozłotówki, wartość ma 70 razy większą a realną tysiąc razy przynajmniej.

Oczywiście dla wygody możliwe są różne stopy. Można łatwo odzyskać miedź od srebra czy złota.
Bowiem 100 złotowa moneta srebrna to znaczy o realnej wartości srebra -100 zł na dzisiaj to moneta jednouncjowa.
Czyli 7 krotnie poniżej tego małego dukata, poniżej jednej dziesiątej uncji - 3 gramy.
Najmniejsza znana moneta świata grecki hemitaterion 1/8 greckiego obola jednakże miała rozmiar tylko 2 mm (średnica).

W każdym razie taka jedna złota moneta, jedna dziesiąta uncji jest mniej więcej wielkości naszej dziesięciogroszówki i dość podobnej wagi. Dziesięciogroszówka – średnica 16,50 mm, waga 2,51 g. Kanadyjski kangur 1/10 , średnica 16,10 mm, waga 3,11 g. Więc prawie to samo.

Zadam więc pytanie czy noszenie takiej monety o wartości 700 złotych i wielkości dziesięciogroszówki i podobnej wagi jest większym obciążeniem dla portfela niż noszenie tego groszaka? Pytanie retoryczne oczywiście. Biorąc pod uwagę wagę:) to cztery takie złote „dziesięciogroszówki” to jest polska pensja czyli blisko 3 tysiące złotych. Naprawdę można się podźwigać!
Ile mamy naszych drobniaków często w portfeliku. Często jak jesteśmy po różnych zakupach, nie pozbyliśmy się i nam się uzbierało. Wrzućmy taki „arsenał” : 3 pięciozłotówki, pięć dwuzłotówek, trzy złotówki, pięć pięćdziesięciogroszówek, 4 pięciogroszówki, cztery dwugroszówki, trzy jednogroszówki.
Policzmy to wszystko. Wyszło 104, 17 (około 10 deko) czyli w wadze trzykrotna wartość jednouncjowej złotej monety czyli te pieniążki które tu przedstawiłem jakie często nosimy w portfelu (chyba, że ktoś chce za wszystko w tym i za napój za 3 złote płacić kartą zbliżeniowo jak to widzę robi niejeden, ale mam nadzieję, że wśród czytelników tych Orędzi takich nie ma) miałyby wartość ponad dwudziestu tysięcy złotych.

I będzie się mówić bzdety, że za ciężkie są i dlatego banknoty są wygodniejsze jest to tak niesłychanie ważne, że nie da rady inaczej.

Oczywiście, z mniejszymi nominałami niż ta jedna dziesiąta krugerranda ( około 700 zł) wielkości naszej dziesięciogroszówki w z złocie byłby problem. Nie chcemy monet mniejszych więc czyste złoto w nominałach wartości 100 złotych na przykład odpada. Ale już w starożytności był stosowany stop złota i srebra tak zwane elektrum i są inne możliwości.

Nie wszystkie monety muszą też mieć na początek, czy w ogóle 100 pokrycie w złocie czy srebrze, w samym egzemplarzy pieniądza trzymanym w ręce, ale chociaż ich część. To już coś, prawda.
Jednak mamy srebro, które nam nada się świetnie do niższych nominałów. Przyjmijmy, że niewygodne jest używanie monet srebrnych powyżej tej jednej uncji czyli około 3 deko. Mamy więc tutaj pomiędzy 700 zł a 100 pewną pustkę, ale to jest rzecz do rozwiązania w taki czy inny sposób. Jednak monety srebrne o wadze ½, , ¼, 1/ 10 uncji byłyby świetnym rozwiązaniem. Mielibyśmy najmniejsze monety o wartości do 10 złotych z czego ta najmniejsza byłaby wielkości naszej dziesięciogroszówki. A niższe to mogłyby być miedziaki, albo w części o realnej wartości stopu metalu albo tak choćby jak dzisiaj.
I takie rozwiązanie byłoby już czymś diametralnie innym.

Ale tuzy Konfederacji proponujące przed wyborami mennice, strzelnice i różne inne wolnościowe rozwiązania ni pisną o czymś takim czy podobnym nie tylko w mediach publicznych czy mainstreamowych ale i na swoich wlogach, stronach, twitterach, itd.



To jednak uda się dopiero wtedy gdy Biskupi polscy i Władze państwowe dadzą koronę i berło Jezusowi Chrystusowi i ogłoszą go królem Polski.

Komentarz na podstawie Orędzi i wiedzy którą mają osoby znające te Orędzia do omawianych snów na vlogu Ator - Krzysztof Woźniak

( Przypomnę, że materiał możemy powiększyć przez naciśnięcie klawisza "ctrl" i trzymanie go i klikanie w klawisz "+" )


Przerażająca Wizja: To Nie Jest Nasz Jezus”

https://youtu.be/bcMedETEFpM


W tym materiale, które prezentuje nam Ator jest nawiązanie do wątku ukraińskiego. Dla czytelników Orędzi sprawa będzie dosyć jasna co mogą oznaczać sny słuchacza jego kanału, które mają być od dzieciństwa i powtarzać się.

{Dobrze aby on o tym wiedział skoro sam próbuje roztrząsać te sny, ich znaczenie wraz z ich posiadaczem.
Zatem jest to zadanie dla osób aby mu to przekazać}
Brakuje jednak tam kwestii iż tłumaczyć sny powinien Boży człowiek tak jak mieliśmy sny Daniela, w których były elementy współczesne, ale i przed wszystkim dotyczące przyszłości. Tego przeskoczyć nie może jednak także Ator. Fakt jednak jest też taki, że to nie istnieje w przestrzeni społecznej. Wtedy król szukał kogoś kto by wyjaśnił sen. Czy słyszymy teraz by prezydent jakiegoś kraju szukał kogoś kto mu wyjaśni sen? Swoją drogą to różnica pomiędzy monarchią choćby dawną pogańską a współczesną demokracją. Piszę współczesną bo demokratyczni, powiedzmy, Grecy z Aten też je poważnie traktowali.
Ponieważ sny te, powtarzające się są jak się rzekło od dzieciństwa to dotyczą przyszłości i jak widać bliskiej przyszłości. Nie chcę tu im przypisywać też jakiejś szczególnej wagi, ale postanowiłem się do nich odnieść bo vloger i jego rozmówca nie potrafił ich zinterpretować w ważnych kwestiach a my potrafimy bo mamy Słowo Boże z Orędzi, nie tylko ukazujących się współcześnie, ale i osób już nieżyjących jak Adam Człowiek czy jeszcze dawniejszych, zatem zrobimy to.

Ów człowiek, który miał sny, powtarzające się, jak pamięta od czwartego, piątego roku życia, a ma teraz 20 lat miał m. in. sen w którym na przedmieściach jego niedużej miejscowości wyrósł wieżowiec i był on w tym wieżowcu w jakiejś dużej sali jakby w piwnicy i tam mężczyzna sprzedawał noże, tasaki i inne tego typu narzędzia. Odbierał to wszystko jako bardzo przerażające, ale co istotne na ścianie był napis cyrylicą, której wtedy nie znał jako dziecko i też nie potrafił w ogóle jeszcze czytać i pamięta też, że napis ten był w czarno czerwonych barwach czyli banderowskich.
Można dodać, że jak sam mówił w jego miejscowości teraz co czwarta osoba na ulicy to Ukrainiec, jednakże to oczywiście jest coś co mamy ledwie od trzech czterech lat, wtedy nie było tam, jak był mały, ani jednego Ukraińca.

Po tym co wiemy dzięki Orędziu iż Ukraińcy wykorzystani przez naszych wrogów ( mamy wrogów narodowych i pozanarodowych czyli masonerię a w końcu stojącego za nią szatana) będą mordować Polaków na ich ziemiach teraz. Ten czas się dopełnia.
Wieżowiec jest tu dość jasnym symbolem, może oznaczać czas współczesny aby było wiadomo, że to nie chodzi o to co było w przeszłości – Wołyń i Małopolska Wschodnia.
Wieżowiec też oznaczać może iż te centra będą w największych miastach gdzie są wieżowce. I tak właśnie są Ukraińcy szczególnie i tam najbardziej poza kontrolą jak we Wrocławiu gdzie nie wpuścili do swojego lokalu, publicznego przecież, prywatnego detektywa. Wieżowiec może też oznaczać i miejsce w nim dosłownie i centrum gdzie będzie wydawana broń itp. Bo na pewno takie centra będą i w dużych miastach.

Powtarzający się sen o ludziach mieszkających na Kresach, w pokoju, radosnych, spokojnych. Gdyby obaj odnieśli się, czy jeden z nich do Orędzi, nawet dawniejszych, czy przepowiedni choćby gdzie jest o Polsce od morza do morza, czy choćby tylko o powiększeniu terytorium Polski, co jest powszechne i znane od dawna i powinno być doskonale znane Atorowi, który przecież niedawno i chyba nie raz mówił o przepowiedniach dotyczących Polski tych spoza Polski jej dotyczących to by było jasne, że sen można umieścić w tym kontekście. A oni mieli z tym wielki problem.
Dla nas natomiast, którzy wiemy co się stanie na polskiej Ukrainie sprawa jest jeszcze bardziej klarowna od jesieni. Bowiem do tej pory nie było wiadomo, chyba, że jest coś w nieopublikowanych Orędziach Adama Człowieka czy innych, ale publicznie nie było wiadomo, jak ma wyglądać powrót Polaków i Polski przede wszystkim na Ukrainę. O ile na początku lat 90- tych, czy jeszcze później mogło się wydawać, że będzie to na jakiejś drodze pokojowej, że Ukraińcy będą chcieli z nami i zechcą jakiejś unii z Polską to potem coraz bardziej było widać iż jest to nierealne. Zresztą to myślenie w latach 90- tych brało się z niewiedzy, w tym mojej.
A w momencie jak widzimy co się dzieje jak kilka milionów Ukraińców w Polsce mówi w 90 procentach po rosyjsku, słucha rosyjskojęzycznej muzyki ( najczęściej jak u nas pop), szanuje bardziej Rosję jak Polskę, nas nie szanuje co ukrywa, ich „elity” wnoszą pretensje do ziemi aż po Kraków...a pozostali temu wtórują albo co najwyżej formalnie są obojętni itd. To wiadomo, że pokojowy powrót na tamte ziemie i pokojowa współegzystencja jest niemożliwa w sytuacji gdy Polaków tam byłaby mniejszość.

Jak mówiła Matka Boża w Oławie gdyby tam byłaby Polska to nie byłoby głodu itd.
Mimo że jesteśmy okradani, wymanewrowywani od 30 lat, nasi rodacy w sprawach kraju w swojej miażdżącej większości od 30 lat działają głupio, źle albo w ogóle, to Ukraińcy przyjeżdżający do Polski wołają, że tutaj jest raj jak w pewnym znanym filmie youtube i jak na przykład we Wrocławiu mówią, że oni nie chcą wyjeżdżać do Niemiec im tu dobrze. Oni też nie chcą ciężko pracować jak nie muszą i są przypadki, że zasmakowali ciężkiej pracy fizycznej w Niemczech i wracają do Polski.
A dotacja dla biedniejszych rodzin na dziecko jest taka jak na Ukrainie pensja w małych miejscowościach.
Gdyby tam była Polska to by nie musieli za chlebem wyjeżdżać .. do Polski chyba, że chcieliby na Zachód.
Lecz wiemy, że mają mentalność nie odbiegającą od islamistów z krajów Zachodu, którzy chcą żyć w tym dobrobycie, podoba im się, równocześnie chcą zniszczyć kraje w których żyją, czy przerobić na swoją modłę, wiedząc, że wtedy poziom życia będzie niższy i taki jak w ich krajach z których przyjechali, ale konstruktywne, logiczne myślenie u nich nie występuje podobnie jak u Ukraińców.

Zatem sen o Kresach radosnych i spokojnych to albo po Odnowionej Ziemi albo po odebraniu Kresów przez Polaków. Przypomnę, że wedle Orędzia danego przeze mnie jacyś Ukraińcy mają być zostawieni na tej ziemi gdzie będą Polacy, ale mają być w mniejszości. Być może to ta wizja zgodnej koegzystencji jest w snach tego młodego człowieka, jego snach od dzieciństwa.
Także inna scena, w której Polacy mówią : Jedziemy do nowej Polski, nie musi być sceną powrotu do oczywistego wspomnienia wiedzy z przesiedlenia. Nie pamiętam w tej chwili jakie tam akcenty były, w każdym razie może to być właśnie przesiedlenie się na Wschód dobrowolne, zresztą kto wie, może być częściowo przymusowe bo wybrzeże Polski jak i Śląsk mają być częściowo zniszczone, Śląsk jakby wojną a wybrzeże falami z Bałtyku od tsunami co będzie i tak znikome na tle Niemiec, które będą zalane całkowicie. Mówią o tym proroctwa Łucji z Fatimy dotyczące Polski ( i inne oczywiście też spoza Polski)


Sen zaś o fałszywym Chrystusie w kościele ( w budynku) gdzie przychodzą nadal licznie okoliczni mieszkańcy jest łatwy do zinterpretowania ii jako taki został zinterpretowany przez Atora. Warto zauważyć, że tam tylko jednostki ( czy ściśle jednostka) wśród tych mieszkańców, czy rozumieć można, że ogólnie Polaków, widzi problem.


Krzysztof Michałowski (Cyprian Polak)

Ja i Żydzi na cmentarzu

( Przypomnę, że materiał możemy powiększyć przez naciśnięcie klawisza "ctrl" i trzymanie go i klikanie w klawisz "+" )



J a i Żydzi na cmentarzu

Opowiem wam inną przygodę swoją. Nie było to dawno, ale też nie niedawno, w każdym razie przed przekazami, jeszcze tymi pierwszymi a Smoleńsk już zaistniał. (Tak mierzę czas od 10 lat. Przed Smoleńskiem i po Smoleńsku).

Zatem ja, zakonnik, dwóch młodych, ale już nie tak najmłodszych adeptów do zakonu. Jedziemy samochodem do Częstochowy od strony Lublina. Oni dowiadują się wcześniej, że jest po drodze jakiś cmentarz żydowski wart obejrzenia. Znali moje desinteresment wobec fascynacji żydowskimi pozostałościami na ziemiach polskich i poglądy, ale cóż jedziemy. Jak już byliśmy to postanowiłem wejść. Ostatecznie od średniej szkoły zawsze lubiłem cmentarze i chętnie na nich przebywałem, lubiłem też pogrzeby wtedy na które mniej chętnie zacząłem chodzić po przekroczeniu trzydziestki. 
 
Uderzyło mnie to miejsce bo było bardzo urokliwe. Nie same macewy, które były rzadko rozsiane, ale miejsce. Zadbane, wycięta trawa, piękne wzgórki. Miejsce mające w sobie jakiś niezwykły klimat. Oni, zainteresowani popatrzyli i poszli, ja niezainteresowany patrzę i delektuję się miejscem.

Odczułem też jakąś aurę bo było samo południe. W terminologi ludowej, polskiej czy może i zapewne także prasłowiańskiej był to czas kiedy pojawiały się „duchy” ( wedle tego durnego trochę i nieprecyzyjnego określenia bo albo dusza ludzka i ona nie jest po to aby pokazywać się dla zabawy albo inna istota, demon czy jeszcze coś innego). Czasie między dwunastą w południe a pierwszą. Bardziej w tym czasie można było spotkać „ducha” niż między pierwszą a drugą w nocy, czyli na drugim miejscu po czasie dwunasta, pierwsza w nocy. Wedle ludowej demonologii przez pola miały chadzać południce czyli trzy baby razem, które niosły śmierć i biada temu, który na nie natrafił na polach.

Wreszcie odczuwam przymus by się za nich modlić. Mówię sobie: to ja, mam się za was modlić?! Czy to wam pomoże w tym waszym Szeolu?.. ale,  ano dobrze.

Stanąłem przy pierwszej z brzegu macewie najbliżej wejścia, małej, starej ale chyba powojennej furtki i modlę się, modlę się gorąco podstawowymi katolickimi modlitwami i trochę własnymi słowami.

Nagle widzę, że przy mnie znalazł się kot. Duży, rudy, czysty z białym krawacikiem. Usiadł przy macewie na tylnych łapkach i wpatruje się we mnie. Ale można było powiedzieć w taki grzeczny sposób. Poczułem się jednak trochę dziwnie nie tyle samym faktem iż ten kot przyszedł, usiadł przy mnie i patrzy na mnie ile tym, że nie widziałem go w ogóle wcześniej. To była falista polanka, morze zieleni z rozsianymi rzadko jak wysepki macewami (prawdopodobnie tak rzadkimi bo pozostałe zostały zniszczone przez Niemców).

Zatem jakiekolwiek zwierzę, które podchodzi zauważyłbym a on nagle znalazł się przy mnie. Mam taki instynkt zwłaszcza dotyczący zwierząt. Wracając ze studiów do domu pociągiem i będąc zaczytany w książce potrafiłem zobaczyć zająca na widnokręgu ( wtedy to jeszcze były czasy gdy taki zając często wyskakiwał) kątem oka. Równocześnie nie widząc przechodzących w wagonie ludzi, a nawet nie zauważając jak mnie ktoś potrącił. Potrafiłem i nadal potrafię zauważyć, wyczuć ruch pająka, który znajduje się z tyłu za mną, w kącie pokoju, niemal za mymi plecami tam gdzie dosięga w bardzo słaby sposób kąt oka gdy jestem czymś zajęty. 
 
Zatem dziwiłem się, że podszedł tak niepostrzeżenie, zorientowałem się też, że minęło południe. Ale też racjonalnie poczułem pewną obawę, czy to nie wściekły kot bo koty tak się nie zachowują wobec obcych na pustkowiu. No, ale myślę, nie rzuci się przecież na mnie a jak zacznie się łasić i chcieć o mnie ocierać to go odpędzę (miałem taką przygodę ze wściekłym kotem w dzieciństwie i nie wiedziałem że ma wściekliznę. Głaskałem go, ale jak zobaczyłem jak wykręca nienormalnie głowę i rozgląda się ciągle z niepokojem i ślini mi się po rękach, które ocierałem wreszcie zrozumiałem, że coś jest nie tak, zostawiłem go i poszedłem do domu. Zostałem wtedy bardzo skrzyczany przez rodziców. Ale nic się nie stało).
Ale patrzę na niego, popatruję nie przerywając modlitwy, kot grzecznie siedzi na tylnych łapkach, patrzy na mnie i jakby czekał. Myślę dybuk?

Wreszcie kończę modlitwy, oczywiście znak krzyża na końcu i wracam, idę do wyjścia gdzie oczekuje wzmiankowanych trzech, którzy na pewno zaczęli się niecierpliwić bo modliłem się 10, 15 minut.

Kot od razu jak skończyłem wstał i idzie za mną. „Kulturalnie”, w pewnej odległości, spokojnie. Odprowadza mnie do wyjścia ani chybi? Ale myślę też po ludzku chce iść ze mną. Przyczepił się i będzie chciał mi towarzyszyć abym został jego panem. Nie wyglądał na bezpańskiego kota, no ale. No więc idę i kot idzie ze mną. Patrzę na czekających śmieją się. Prowodyrem był jeden z nich, który nie pałał do mnie sympatią, trochę kpiarz. Patrzą na mnie, idę, kot koło mnie tuż za mną z boku, dwa kroki za mną, dostosował się do mojego kroku. Wtedy zrobiło mi się jeszcze dziwniej. Oni się jednak śmieją, będą sobie żartować, zwłaszcza ten kpiarz, że jakiś kot, jak mówiła moja babcia gwarą Polaków z miast kresowych – przyznaje się do mnie. Ja też się uśmiecham, śmieję do nich, bo to jednak zabawne jest. Jestem już blisko furtki, oni jeszcze bardziej się śmieją, kot mnie dalej odprowadza. Już na kota staram się nie oglądać nawet dyskretnie bo jeszcze bardziej będą się śmiać, wreszcie przy samej furtce obejrzałem się – kota nie ma. Znów nie wiem jaki i kiedy odszedł podobnie jak nie wiedziałem jak do mnie przyszedł.

Podchodzę do swoich towarzyszy. Nie słyszę żadnych komentarzy na temat kota. Tylko, że długo tam zabawiłem. Wreszcie nie wytrzymałem i pytam – Widzieliście tego kota? - Jakiego kota?
Widzieć go musieli, przestrzeń była odkryta, cały czas na mnie patrzyli jak wracałem od macewy a kot szedł z tyłu i z boku, więc go nie zasłaniałem. Nie, nie wiedzieli żadnego kota. Myślałem, że to jeszcze żart z ich strony, ale nie wyglądało na to. Potem rozmawialiśmy o tym pytałem z osobna jednego i drugiego, pomijając kpiarza, pozostałych którzy obaj byli solidni i poważni, jeden zresztą zakonnik, kapłan po blisko 15 latach kapłaństwa. Nie, nie było kota.

Na podsumowanie można by powiedzieć: Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Pytanie czy więcej przydała się moja modlitwa czy kicanie po cmentarzach żydowskich różnych pseudointeligenckich miłośników wszystkiego co żydowskie na ziemiach polskich ?, których pamiętam od początku, od czasów swoich studiów także jako kolegów i koleżanki z roku.

Na pytanie jako  na retoryczne nie będę dawał odpowiedzi.

Rozmowa z błogosławioną Ewą, matką wszystkich ludzi. Poniedziałek Wielkanocny (2021)

  Poniedziałek Zmartwychwstania Pańskiego (2021) Rozmowa z błogosławioną Ewą, matką wszystkich ludzi. Około 9.30 - Oto jestem, Krzy...